wtorek, 15 lipca 2014

WPT - Województwo podkarpackie, część 3


 

 W dzisiejszym poście wybierzemy się do Bolestraszyc - raju dla miłośników botaniki. Wieś ta słynie z ogromnego i pięknego arboretum, które odwiedziłam na początku roku szkolnego wraz z klasą.
Zacznijmy jednak od mniej znanych, ale równie ładnych miejsc, które będąc w tej wsi warto zobaczyć. Niestety jeden z budynków został już rozebrany, ale znalazłam zdjęcia, które przedstawiają go prze rozbiórką.
 Jako że Bolestraszyce leżą bardzo blisko południowo-wschodniej części kraju, nie brakuje na tych terenach charakterystycznych cerkwi. Cerkwie to świątynie prawosławne i greckokatolickie. Cerkiew Narodzenia NMP w Bolestraszycach to nieistniejąca już drewniana parafialna cerkiew greckokatolicka, która została wybudowana na miejscu starej świątyni w 1908 roku, a odnowiona została w 1925 roku. Przed wojną cerkiew była miejscem kultu, a po wojnie użytkowana jako kościół rzymskokatolicki. Kiedy wybudowano nowy kościół, została rozebrana przez parafian miejscowej parafii rzymskokatolickiej 25 lipca 2009.
 Stary, nieużywany kościół zagrażał bezpieczeństwu. Narażeni na utratę zdrowia a nawet życia byli wierni.



 Kolejną atrakcją jest Fort GW XIII "San Rideau". Powstawał pod koniec XIX wieku, całkowita powierzchnia pomieszczeń fortecznych wynosiła 2200 m². Podczas II oblężenia twierdzy Przemyśl, fort został wysadzony 22 marca 1915 roku, w dniu poddania twierdzy. Kolejne zniszczenia - III oblężenie i rozbiórki zostały powstrzymane dopiero w roku 1968, po uznaniu fortów Twierdzy Przemyśl za chroniony prawem zabytek architektury.
 Załogę fortu stanowiło 800 żołnierzy i 12 oficerów. Magazyny artyleryjskie mieściły trzy wagony amunicji.
Na terenie fortu znajdowało się także: 6 armat kazamatowych, 3 haubice, 3 moździerze i 6 armat 8cm.
 Pomimo dużych zniszczeń, szacowanych na około 75%, miejsce zostało udostępnione do zwiedzania. Bardzo dobrze zachował się mur Carnota, czyli czołowy galerię strzeleckią z otworami strzelniczymi zabezpieczonymi płytami pancernymi. Również dobrze zachowała się poterna z zapadniami, jednak ze względu na nie zawsze odpowiednie zabezpieczenie tychże zapadni, podczas zwiedzania należy zachować szczególną ostrożność.
 Fort posiada swoją legendę, która osobiście trochę mnie przeraziła. Po zakończeniu I wojny światowej, podczas prac rozbiórkowych fortu San Rideau, wg relacji świadków, w 1923 odnaleziono w zasypanym pomieszczeniu żywego jeńca rosyjskiego, któremu udało się przeżyć osiem lat w podziemiach fortu. Historia jeńca została opisana w jednym z artykułów Wandy Kohutnickiej. Opisuje ona wywiad z jedną z osób, która była wówczas w miejscu, gdzie odnaleziono tego człowieka.
 Otóż, grupa robotników pracująca przy rozbiórce fortu natknęła się na wnękę z żelaznymi drzwiami, których nie było na planach. Po ich wyważeniu i przedostaniu się do środka, w pomieszczeniu zobaczyli stojącą marę... okropną, upiorną, niemal nagiego kościotrupa obrośniętego masą splątanych siwych włosów, który na hałas reagował zatykaniem uszu i wydawał z siebie chrapliwe dźwięki. W pomieszczeniu obok znaleziono ludzki szkielet. Wieczorną porą na miejsce dojechała policja i przewiozła wycieńczonego człowieka do szpitala, który niestety tam zmarł. 
 Śledztwo wykazało, że dostęp do pomieszczenia był możliwy tylko przez żelazne drzwi, które zostały zawalone w 1915 roku podczas wysadzania fortu. W środku przebywało w tym czasie dwóch jeńców rosyjskich, o których prawdopodobnie zapomniano. Według relacji robotnika, w tym samym pomieszczeniu znaleziono skrzynkę od konserw, w której znajdował się nóż, ołówek i zeszyt, z którego wypadła fotografia młodej kobiety. W pomieszczeniu były także zapasy żywności, alkoholu oraz wody. To dzięki tej skrzyni jeńcowi udało się przeżyć, jednak jego kompan nie doczekał tego momentu.
 Zeszyt okazał się pamiętnikiem jeńca, który na odwrocie fotografii zapisał kilka słów dedykacji w języku rosyjskim: strzeże Bóg i moja miłość (...) wszędzie z Tobą, zawsze Twoja – 25/VII 1914. W zeszycie pierwsze strony stanowiły notatki austriackiego magazyniera zajmującego się wydawaniem żywności, lecz kolejne strony zawierały zapiski w języku rosyjskim, które okazały się pamiętnikiem jednego z uwięzionych jeńców rosyjskich. Autor opisuje także dzień, w którym razem z kompanem zostali żywcem pogrzebani w podziemiach twierdzy oraz krótkie opisy swoich przemyśleń i sposobów na przeżycie. Zawarte są tam też informacje o załamaniu psychicznym osoby, z którą został zakopany oraz jej samobójstwo przez podcięcie sobie gardła kawałkiem blachy.
 Jak widzimy, ta historia jest tragiczna, ale mimo relacji wielu naocznych i pośrednich świadków, historia wciąż ma wiele niewiadomych i nieraz jest uważana wyłącznie za miejscową legendę. Spowodować to mogły braki informacji o miejscu pochówku odnalezionego jeńca oraz opis wnętrz z artykułu, który nie zgadza się z tym, co można zobaczyć w korytarzach fortu. Kolejną sprawą jest to, iż że to Władysław Kohutnicki był autorem artykułu z miesięcznika "Naokoło świata", a relacja była tak naprawdę fikcyjna. Użycie pseudonimu "Wanda Kohutnicka" uzasadniał próbą uniknięcia konfliktu z regulaminem wojskowym zabraniającym żołnierzom relacji prasowych bez zgody przełożonych.















 Ogród botaniczny, arboretum istnieje od 1975 roku. W latach wcześniejszych mieszkał tu i tworzył Piotr Michałowski. Na powierzchni 21 ha rośnie m.in. 1000 cisów, 160 magnolii, ponad 100 metasekwoi chińskich, dereni jadalnych oraz cypryśników błotnych. Spośród dwóch tysięcy drzew owocowych, zobaczymy tu 600 jabłoni dawnej odmiany, np.: żółte ryszardy, kuzynki czerwone.
 W ogrodzie znajdziemy także około 70 gatunków roślin, które są wpisane na polskiej czerwonej księdze roślin zagrożonych wyginięciem.
 Będąc na terenie arboretum będziemy mogli zobaczyć kawałek fortu XIII b Bolestraszyce, który chronił twierdzę Przemyśl. Zwiedzać go można dopiero po uzyskaniu zgody od zarządu ogrodu.
 Przechadzając się alejkami, możemy podziwiać wiklinowe rzeźby, które dodatkowo poprawiają wygląd ogrodu, a także nasze samopoczucie.
 Jako że nie jestem zbytnio zainteresowana botaniką, to największe wrażenie zrobiły na mnie koniki, zamieszkujące teren ogrodu. Są naprawdę przyjacielskie, a do tego naprawdę prześliczne.
Kolejnymi mieszkańcami są też żółwie, których niestety podczas mojej jesiennej wycieczki nie udało mi się zobaczyć.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz